Paszcza lwa

Będąc w Radomiu zrobiłem coś czego nie robiłem do tej pory. Odwiedziłem Rynek. Miejsce to w XX w. nosiło czarną sławę. Choć mieszkałem w tym mieście, na Rynku byłem tylko raz. Będąc dzieckiem przechodziłem tamtędy z wujkiem. Rynek był gwarancją obitej mordy. Nikt, kto był zdrowy na umyśle, po prostu tam nie chodził. Nie istniały tam sklepy, biura... były tylko kamienice... w większości wypełnione menelami.

W weekend postanowiłem zajrzeć w paszczę lwa.
Ul. Rwańska, prowadząca do Rynku jak i sam Rynek przeszły gruntowne remonty.



Byłem troszkę zaskoczony. Jest pięknie i kolorowo.
Szybko się przekonałem, że wszystko jest tanią imitacją... zgrabny make-up. Budowle przypominają hollywoodzkie konstrukcje, wykonywane na potrzeby filmu.





80% budynków posiada takie etykietki. I choć tabliczki straszą, ostrzegają, w budynkach nadal tętni życie.



Postanowiłem wleźć w każdą dziurę. Niektóre z kamienic były w stanie 'ok'. Po prostu stare kamienice. :-)



W jednych klatach śmierdzi kocim moczem w innych ludzkim. Lecz w każdej z klatek jest historia... i czujesz ją bardziej niż wszelaki mocz.



Freski na ścianach, żeliwne schody z wychodzonymi, drewnianymi stopniami, poręcze dotykane tysiące razy...



Wiele warstwa taniej farby olejnej, które pokryły szczegóły żeliwnych detali.



W takich kamienicach lubię widok suszącego się prania. Mam nadzieję, że to nie jest jakiś fetysz. ;-)





Jako, że kamienice były budowane w XIX w. budowniczowie nie zawsze rozwiązywali problem higieny. Takie miejsca powstawały w czasie budowy i tak już funkcjonowało to do dnia dzisiejszego. Ale tylko nieliczni mogli korzystać z miejsc chwilowej uciechy. ;-)



Kiedy odwiedzam stare podwórka często przeprowadzam typowe dialogi z mieszkańcami.

- co tu robisz!? - dobiega głos zza pleców.
- zdjęcia robię - obdarowuję nieznajomego uśmiechem.
- masz pożyczyć dwójkę?
- he, he... nie mam - odpowiadam bez wahania
- kurwa, wszyscy tak mówią
- musisz mi wierzyć na słowo
- a po chuj ci te zdjęcia... z gazety jakiejś jesteś?
- fotografuję takie miejsca jak to. Piękno, które tu tkwi. Piękno, które zjada czas. - odpowiadam grzecznie, z przyklejonym, niegasnącym uśmiechem na twarzy.
I wtedy widzę jak agresję zabija politowanie. Że trafił w tę zapadłą dziurę jakiś nieszczęśnik-artysta. Że podoba mu się taki syf.
- to rób se te zdjęcia... tylko mnie nie fotografuj bo się wkurwię.
Wykonuję parę śmiałych ujęć i odchodzę. Lecz na odchodne rzucam miłe 'do widzenia'.
- do widzenia - odpowiada gospodarz ale brzmi to jak 'współczuję' :-)

Rynek i ul. Rwańska to lew. Stary zwierz, któremu czas stępił pazury i kły. Dziś możesz tam wejść i zagrać mu na nosie.