2008.06.01.

ehh... wreszcie nadszedł dzień, na który od dawna czekałem. Dzień drogi.

Wyjechałem w piątek o 1:00 nad ranem. Kierunek Beskid Niski.
Wyjechałem z nastawieniem, że ten weekend spędzę w aparatem w dłoni. Koniecznie chciałem uzupełnić cykl 'rzemieślnicy'.
Mój 'towarzysz broni' (aparatu fotograficznego) Tompac zrobił ciekawe strzały wypalaczą węgla drzewnego. Od dawna chodziło mi to po głowie by powtórzyć wyczyn Tompaca ale jak to w życiu... zawsze jest jakaś wymówka.
Lecz nie dzisiaj. Siedziałem w samochodzie goniąc na południe z myślą by być tam jak najwcześniej, mieć jak najwięcej czasu na zdjęcia.
O godzinie 3:00 am zacząłem odczuwać delikatny brak kontroli na pojazdem. Zwyciężyło zmęczenie po całym dniu fizycznej pracy. Zjechałem na parking i pozwoliłem sobie na zatonięcie w głębokim śnie. Ci co mnie znają wiedzą, że raczej nie korzystam dobrodziejstw przydrożnych hoteli. Samochód na wyprawie jest dla mnie środkiem lokomocji i domem.



Na zdjęciu udaję, że śpię... pozuję... materac nie napompowany ;-)

Wstałem dosyć późno dlatego byłem zły na siebie. RedBull i w drogę.
Po drodze dopadł mnie głód. Odnalazłem miejsce godne zatrzymanie się i zniszczenia paru wcześniej zrobionych kanapek. Istniało ryzyko, że potem na jedzenie nie będę miał czasu.




Wypytując ludzi o wypalaczy zauważyłem, że w tych wszystkich wsiach są tylko kobiety. Jak się dowiedziałem potem, mężczyźni robią w lesie na pile albo tułają się gdzieś za granicą.

Na miejsce wypału dotarłem o 9:00. Piece już chodziły, a wokół brak żywej duszy. Skoro tak, to trochę sobie pobuszowałem ;-)



O 11:00 przyjechał Wiesiek. Na wypale jest sam. Wcześniej z Wieśkiem robił tu młody chłopak... Wojtek. Ale on powiedział, że pierdoli taką robotę za te pieniądze i pojechał za granicę.

Tu w lesie jest tak, że nie ma z kim pogadać. Proces wypalania węgla trwa 24 godz. Trzeba tu być i trzymać się harmonogramu. Im więcej wypalisz tym więcej zarobisz. Średnio miesięcznie 1800 zł na dwóch. Jeśli jesteś sam to domu nie oglądasz.
Ucieszył się Wiesiek kiedy mnie zobaczył. Tu rozmowa z ludźmi to rarytas. Na dzień dobry Wiesiek opowiedział mi parę ciekawych historii związanych z wypałem i o śmierci syna, która nadeszła w marcu tego roku :-(.

Historia cholernie smutna:

to była sobota... mieli my wybrać dwa piece i tak mówię do chłopaka. 'Pawełku choć wybierzemy piece i będziemy mieli z głowy'.
'Taaato... poczkaj... TIR-y przyjadą późno.'
'Dobra... to ja sam pojadę i wybiorę, a ty potem dojedziesz'
'Taaato... i tak będziesz czekał... pojadą chłopy do lasu to pojedziemy z nimi'
Ja poszedłem wybrałem jeden piec, drugi podpaliłem i patrzę idzie Pawełek.
'no i co Pawełek?... szedłeś na nogach 5 km i nie bolą cie te nogi?' tak go pytam.
Wybraliśmy drugi piec, a na tego TIR-a to kurwa czekaliśmy jeszcze 2 godziny.
Załadowaliśmy tego TIR-a, urobiliśmy się i Zbycho, który czasem mi pomaga gada do syna. 'Paweł skocz na hotel i kup ze trzy piwa'... dał mu stówkę i Paweł kupił. Wypili my po piwie te dwa piece zalaliśmy i czekaliśmy na trzeci... dopoloł się dopiero. Musi się dopolić bo drzewa pan nie wyjmiesz. I tak gadam: 'Zbychu...zawieź nas z Pawłem do domu a potem tu przyjedziemy i zalejemy ten piec'. Jeszcze przyszło czterech turystów... dwóch turystów i dwie turystki... zdjęcia se chciały zrobić. I Paweł się położył i leżał.
'Paweł to jedźmy no ze Zbychem co bedziesz tu leżał'.
'Tato... co bedziesz auto ścigał... poczkej my zalejemy ten piec'
'Ale Pawełku mam robote w domu... mama będzie zła... miałem tam meble poprzesuwać w pokoju... bedzie zła ta mama.... bedzie zła'
'Tato... ty idź, a ja tu zostanę i zaleje, porobisz tam'
Jedzie kolega autem... zatrzymałem i wsiadłem..... o tu. Został Zbyszek ale zaprosili go na obiad. Paweł się wygrzał w budzie, a tu w nocy takie zimno panie i śnieżyca sie zerwała.... a woda na rzece tako była. Co on zrobił panie?... kurtka jego do dzisiaj wisi... bez czopki, bez kurtki, w gumiokach, w spodniach, kalesonach, półkoszulek, koszula, sweter i poszedł na hotel. Czy wpot gdzieś do wody, czy spot z ławy?... niewiadomo...

- kurwa...

tylko tyle, że sekcja wykazoła, że nie utopił się... po prostu nastąpiło ścięcie krwi

- ja pierdolę

23 lata chłopok... tak wyglądało jakby spot z ławy... tu na rękach miał pozdzierane jakby się czołgał... ratował się

- osz cholera... no niby nie rzeka... dostał szoku termicznego?

młody chłop... jaki piekny chłopak... pochowałem go.




I patrz pan jaki pech. Ten Zbyszek wroco... przed dwunastą. I zobaczył, że coś jest na wodzie... światłami długimi zaświecił. Wytargał go z tej wody. Cały mokry bo to wloz do wody... widzi leży człowiek. Sztuczne oddychanie robił, cudował panie, masaż serca... kurwa to, tamto. I zamiast autem jechać, bo przecież miał auto... na nogach leciał na hotel. Ciemno było. Wywracał się, wyobijoł się chłopisko, w błocie cały. Wleciał na hotel do pani Wioletki. Dzwonić! Ta zapomniała numer telefonu na pogotowie. Dopiero gdziesik z ksiązki zadzwoniły. Ta potem do męża gada: 'Jedź po Wieśka'
Ja se leże film oglądom panie...puko ktoś i puko ktoś i puko... Pytom się: 'kto kurwa idzie?' bo jakby Paweł szedł to by wloz.
'Wiesiek otwórz!'
Patrze, a to Stasiek, mąż Wioletki.
'Zbieraj się... prawdopodobnie Paweł Ci nie żyje'... wiedział już, że nie żyje.
'Co ty mi tu pierdolisz. Przecież Paweł został...'
'Co ci bede gadał chodź jedziemy'
Panie... jakżem wpot... w tych gumiokach, bez skarpetek, w tym podkoszulku, koszuli nie zapiołem, bez czopki... wsiadłem pojechołem. Takie zimno. Taki mróz był. Tak deszcz loł. I jak dojechaliśmy to widziałem w światłach jak Zbyszek stał i obok kocem coś przykryte...
'Co ty mi pierdolisz że prawdopodobnie?' Staśka opierdoliłem
'... co się stało?' zapytałem Zbyszka
'Nie wiem chłopie... chyba się utopił'
Dobry był chłopak. Tamten sezon całe lato ze mną robił. Jeden dzień my wybierali, drugi ładowali. Chłop był dobry. Nie chodził, nie baciorował. Zawsze mi piwko przyniósł...
A co zrobisz...? Tak miało być i tak się stało. Tyle Pan Bóg dał mu żyć.

- ja też czasem nie rozumiem bożych decyzji.

ja... panie... pięćdziesiątka na ramieniu... żem przeżył... i pod wozem byłem i na wozie. Już w oczach śmierć widziałem bo kiedyś mnie ciągnik dusił już... i to i tamto bo mi wywaloło ciągnik. I dzieci mom i chałupe mom... a on nic nie mioł. Zabrał go Pan Bóg. Cztery deski i tyle.

- widać potrzebował go do czegoś.

Widocznie tak. I tak kurwa człowiekowi się nie szczęści. Taścia pochowołem niedawno. Dziadka... ojca pochowołem też niedawno... 3 lata temu. I co tak wszystkich mam pochować!? Ja już się śmieję z tego... no co panie... no co ja na to poradzę.
Córka mi się wydaje... tu pogrzeb był, tu wesele.

- wnuczki jakieś będą.

he, he... prawdopodobnie wnuk będzie... taaaak... gadają że na chrzcie dadzą mu Pawełek. Zięciu mi tak gada: 'tato nie martw się jednego Pawełka nie masz to będziesz miał drugiego.... będziemy Ci codziennie go przyprowadzać...'


Potem Wiesiek powiedział mi gdzie jest drugi wypał i tam chyba będą wybierać piece.
Pożegnałem się z Wieśkiem. Zostawiłem mu trochę grosza i pojechałem w miejsce wskazane przez Wieśka.

Na drugich piecach dowiedziałem się, że chłopaki mają fajrant i dopiero jutro będą wybierać i to o 4:00 rano. W dzień słońce tak grzeje piece, że jest w środku ok. 60 stopni ciepła. Tylko tak wcześnie rano jest szansa wybrać i założyć piec.

Godzina 15:00... poczułem głód i skierowałem się do Krempnej na jakiś obiadek.
W knajpie zjadłem pierogi z mięsem. 10 szt. tylko 6 zł. Darmoszka i pychota.



Po obiadku zacząłem zwiedzać Krempną i po 30 min. trafiłem z powrotem do tej samej knajpy. Spanikowałem. Na mapie w promieniu 30 km nic nie było ciekawego do obejrzenia. Jeszcze 5 godz. by myśleć o śnie. Wtedy przypomniało mi się że zostawiłem książkę w domu... 'Siekierezada'.
No to jestem udupiony - pomyślałem. Ciekawe co by zrobił Wojtek Cejrowski albo Bart Pogoda - znany bloger i podróżnik.
5 godzin nudów. Kupiłem herbatę i się zastanawiałem nad dalszym planem działania.



Po chwili obok przysiadło się trzech miejscowych. I od gadki do szmatki dowiedziałem się, że niedaleko jest Bacówka i górale tam oscypki robią.
Hmmm...czyżbym upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu?
W samochód i długa.
Kiedy przyjechałem górale skończyli doić owce, toteż załapałem się początek procesu wytwarzania oscypka. Dostałem pozwolenie na focenie bez ograniczeń. Aparat znowu zagrzał się w łapach.

Wieczorkiem zaproponowałem góralom posiadówkę przy piwku. Skoczyłem do Krempnej.
Baca opowiedział milion góralskich historii. Każdy z zaciekawieniem wysłuchiwał najstarszego członka drużyny pasterskiej. Ja zresztą też.



W sobotę o godzinie 3:45 rano zabiłem budzik. Nie nawidze tak wcześnie wstawać. Cóż... nie przyjechałem tu spać tylko zdjęcia robić. Higiena w rzece ;-), śniadanie i jestem na wypale.
Gienek i Poldek tu rządzą.



- rób se te zdjęcia panie tylko mi w telewizji nie pokazuj. - rzucił Gienek - i po piwko możesz potem skoczyć.
- mówisz i masz - odparłem z uśmiechem i tłukłem foty jak się patrzy :-)

O 10:00 rano wycisnąłem temat wypalaczy do cna. O 15:00 byłem umówiony z góralami na dojenie owiec.
Pognałem na Słowację.




Na Słowacji przywitał mnie niecodzienny dla mnie widok.

kliknij >>> panoramka za gronickiem <<<


Uzupełniłem kolekcję piwek... 12 szt. :-)
Do górali dojechałem na 14:00. Miałem trochę czasu więc postanowiłem pomęczyć pasterskie psiaki :-)



O 15:00 ruszyliśmy na hale do owieczek.
Chłopaki pozwolili mi dotknąć owczego cycka ;-)




Baca się śmiał mówiąc. Zobacz Piotrek jak to jest... u ludzi cycki są wysoko. A owca ma syćko koło dupy :-)

Na pożegnanie górale zaprosili mnie na strzyżenie owiec... tak gdzieś na początku sierpnia.

2008.06.08.

Słoneczny dzień. Rodzinka w samochód i do Sielpi nad wodę. Ja generalnie nie korzystam bogactwa kąpieli słonecznej dlatego na plaży siedzę sobie pod parasolem na leżaczku, czytam książkę i czasem popijam zimne piwko jak żonka chętna poprowadzić samochód w powrotnej drodze... ale żonka zawsze jest niechętna :-).
Mój mały człowiek trochę wyrósł od ostatniego razu kiedy z nim byłem na plaży i w zasadzie po mojej stronie stanęło zająć go jakimś męskim zajęciem podczas naszego wypoczynku. Przyznam się, że nie byłem na to przygotowany. Kiedyś wystarczyło pokazać mu wodę i było pięknie przez godzinę. Teraz Miko staje się facetem. Im więcej mu przekażę, tym mniej straci czasu na odkrywanie prochu. Dam mu początek drogi. Dalej pójdzie sam... silny i mądry.
Zacząłem od wykładu na temat plażowej architektury imitującej średniowieczne budowle.



Wyjaśniłem arkana konstrukcji sklepieniowych.
- Tato... nie interesuje mnie to o czym do mnie mówisz... ja chcę żeby były armaty, flagi i żeby woda ze środka wypływała.
- ale....eeee.... yyy.... dziękuję :-)


Wieczorem czas płynął pod banderą polskiego sportu.
Spotkałem się z Witkiem i Marcinem by wspierać duchowo polskich sportowców.



Zaczęliśmy od kilku piwek, a potem skupiliśmy się na Robercie Kubicy. Piękne zwycięstwo.



Następny w kolejce ustawił się meczyk... Polska - Niemcy.



Porażka ale nie do końca. Dwa piękne gole strzelił Łukasz Podolski. Polak grający w germańskich barwach. Należy się cieszyć z kolejnego triumfu polaka tułającego się za granicą... odnalazł się i jest w tym co robi cholernie dobry. Traf chciał, że pokazał to na meczu z rodakami. Ale pretensje polscy zawodnicy mogą mieć tylko do siebie.

2008.06.15.

Rodzinny piknik... Raz na rok, zarząd firmy, w której pracuję składa podziękowanie członkom rodzin pracowników.
W budownictwie tak jest, że inżynier pracuje 24 godziny na dobę. Zwłaszcza konstruktorzy... oni nie potrafią oddzielić życia zawodowego od prywatnego. Nie da się wyłączyć umysłu po 15:00. Firma to docenia i dziękując prosi o wyrozumiałość drugie połówki poprzez właśnie takie spotkania. Podoba mi się w mojej firmie to, że nikt nie idzie po łebkach. Jak ktoś coś robi to po całości. I tak było z piknikiem rodzinnym. Konkursy, zabawy, wyżera i płyny wszelkie na full.

Nasz pobyt na pikniku zaczęliśmy od ujeżdżenia wynalazku pana Dean Kamen. O elektryczny rydwanie (segway) obejrzałem film. Jestem pełen podziwu dla Deana.
Na pikniku udawałem, że pierwszy raz widzę to urządzenie, i że zaraz wyląduję na ryju trzymając w rękach manetki kierownicy :-)



Historia tego rydwanu przyszłości jest długa i ciekawa. Urządzenie jest na tyle sprytne, że wyłącza błędnik. System żyroskopowy w segway-u utrzymuje człowiek w ciągłej równowadze.



Po 10 minutach szarżowania schodząc z tej piekielnej machiny ponownie uruchomił się błędnik i było dziwnie. Przez pierwszą minutę miałem wrażenie jakbym chodził w sztormowy dzień po pokładzie statku.

Podczas posiłku składającego się z grillowych dań organizatorzy rozpoczęli pierwszy konkurs pt. 'muzyka filmowa'. Oczywiście wygrałem :-) Tysiące obejrzanych filmów nie poszło na marne. ;-).



Nagrodą była koszulka i jakieś cukierki.

Po posiłku przenieśliśmy się do namiotu gdzie odbywała się część artystyczna skierowana do małych uczestników pikniku. Tatusiowie na scenie występowali przed dziećmi jako obiekt pośmiewiska... do twarzy mi w roli błazna :-)



Dalsza część występów była skierowana do tatusiowej części uczestników ;-)



Kto chciał mógł dalej oglądać występy, a kto nie, mógł doświadczyć zastrzyku adrenaliny. Były ściany wspinaczkowe, chodzenie po drzewach i euro bungy.
Na pierwszy ogień poszedł Miko.



Tak przerażonego gościa już dawno nie widziałem.
Drugi w kolejce byłam ja :-)



Rozkręceni na maksa zaliczyliśmy rodeo.



Kolejna lekcja patriotyzmu. Strzelać każdy musi umieć... każdy.
Młody trafił w obszar, w którym znajdował się cel ;-), Edi zestrzeliła pachołka ja dwa...



Delikatny komentarz do zdjęcia.
Nosiłem balonowego pieska. Dostałem broń do ręki. Balonowy piesek wylądował między moimi nogami i jakoś, niefortunnie rozwiązał mu się pyszczek no i na zdjęciu wyszedłem jak wyszedłem.

Kolejny dzień spędziliśmy w warszawskim zoo.



Czerwona strzałka wskazuje na lwa, który spał.
Choć największą atrakcją tego zoo są małpy. Taka jest przynajmniej moja opinia.
Oglądając je w klatkach właściwie widzieliśmy tam siebie. Taka jest przynajmniej moja opinia ;-)



2008.06.21.

Robię sobie w najlepsze zakupy w sklepie, a tu Witek dzwoni i mówi że za chwilę coś mi pokaże. Domyśliłem się o co chodzi. Wiktor od dawna planował pożyczyć od swojego szefa motor. Wychodzę na ulicę i słyszę ryk motocyklowego silnika. Ogromny jednośladowy wehikuł. Silnik o pojemności 1200 cm3. Jeździec przejechał dumnie wiedząc, że to właśnie na niego wszyscy teraz patrzą. I ja na niego ślepiłem i dostrzegłem, że to nie był Witek. Gdy opadł pył na horyzoncie pojawiła się smukła sylwetka motocyklisty. Do mych uszu dobiegał dźwięk nieco niższy w tonach od tego, który wydają krwiożercze insekty. To właśnie był Wiktor. Nikt nie patrzył w jego stronę prócz mnie. Ja byłem dumny z tego gościa.
Po chwili siedziałem na blaszanym rumaku. Dwustu metrowa wycieczka w zupełności wystarczyła do tego by ożywić marzenie śpiące w najciemniejszych czeluściach mojego umysłu.



To wystarczyło by narodził się Easy Rider :-)

2008.06.22.

Myśli...
Co dzień do mej głowy przychodzi paczka od Boga pełna myśli
Odkładam ją gdzieś na bok i pozwalam zniknąć pod grubą warstwą kurzu.
Cóż za marnotrawstwo...
A może te myśli uratowały by komuś życie?
Może mojemu synkowi, żonie, rodzinie... tobie nieznajomy czytelniku tego bloga?
Może te myśli wypisane na murze uratowały by świat?

Nie zapisuję ich... pozwalam im umrzeć.

Podążam drogą zwykłego śmiertelnika... jednego z wielu tu na Ziemi.
Myśli są jak choroba, na którą nikt nie wypisze ci zwolnienia.
Masz być kołem zębatym w maszynie, masz orać, masz być masą.
Masz być trupem.

Wybacz mi Panie, że nie zauważam już zachodów słońca.
Że pozwalam by ptasi głos rozbijał się o betonową ścianę.
Że kwiaty utraciły swój zapach.
Że ludzkie łzy są tylko procesem oczyszczania spojówek oczu.

Jutro dostanę kolejną przesyłkę. I jak co dzień pozwolę jej zgnić.
Lecz kiedyś skończą się Bogu znaczki pocztowe.
Listonosz już nie zapuka do mej głowy.

2008.06.29.

Święto Kielc.
To dobry czas by wyciągnąć ludzi z domów, supermarketów... by poznać namiastkę życia kulturalnego Kielc.



v by zakupić jarmarczny gadżet.



by popatrzeć na orkiestrę dętą ;-)





by posłuchać Genowefy Pigwy (dobrze, że Bronek zdjął tę gównianą kieckę i zajął się poważnie słowem i muzyką)



by zobaczyć niebo rozświetlone chińskim wynalazkiem